Po
książkę Coelho sięgnąłem trochę przez nazwisko autora. Chciałem „coś”
przeczytać i liczyłem na dobrą lekturę. Coelho będzie świetny, podobno mistrz
pisania. No właśnie, dla mnie podobno, bo ostatnią i zresztą jedyną jego
książką był „Alchemik” czytany w latach szkolnych. Obecnie nic z niego nie
pamiętam i zapewne wtedy nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Ale to dobrze,
nie będę musiał tych dwóch książek porównywać.
Akcja „Zdrady” toczy się w
Szwajcarii, główną bohaterką jest kobieta, która żyjąc w szczęśliwej rodzinie
doświadcza rutyny. Na jej szczęście spotyka dawnego chłopaka i jak wskazuje
tytuł...
zdradza. Książki tego typu zawsze odnoszą sukces (przypominam sobie „Jedz, módl się, kochaj” – Elizabeth Gilbert), ponieważ historie w nich opowiedziane spotykają wielu ludzi. Na początku życia mamy ambicje, pniemy do góry i kiedy mamy już prawie wszystko zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak. Lindę spotkało to samo. Świetna praca, super mąż, dzieci, dużo pieniędzy i życie w bezpiecznym państwie. Każdy o tym marzy, tylko człowiek zawsze chce więcej i albo, gdy ma się już wszystko przeistacza się w potwora bez serca, albo chcę zacząć życie od nowa. Co robi Linda – szuka swoich emocji i dużo je opisuje.
zdradza. Książki tego typu zawsze odnoszą sukces (przypominam sobie „Jedz, módl się, kochaj” – Elizabeth Gilbert), ponieważ historie w nich opowiedziane spotykają wielu ludzi. Na początku życia mamy ambicje, pniemy do góry i kiedy mamy już prawie wszystko zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak. Lindę spotkało to samo. Świetna praca, super mąż, dzieci, dużo pieniędzy i życie w bezpiecznym państwie. Każdy o tym marzy, tylko człowiek zawsze chce więcej i albo, gdy ma się już wszystko przeistacza się w potwora bez serca, albo chcę zacząć życie od nowa. Co robi Linda – szuka swoich emocji i dużo je opisuje.
Książkę przeczytałem w dwa
wieczory i jak na mój debiut po kilkunastoletniej przerwie od czytania to
rekord, które będzie trudny do pobicia. Z każdą stroną nie mogłem się doczekać
jaki następny ruch wykona bohaterka. Taką książkę czyta się dla siebie, bo kto
nie chciał rzucić „tego wszystkiego” i zacząć od zera. A każdy kolejny pomysł,
który na papierze jakoś łatwiej wprawić w czyn, może się stać inspiracją w prawdziwym życiu.
Na uwagę zasługuję również
wcielenie się autora (mężczyzny) w rolę kobiety. Gdybym nie wiedział, że
książkę stworzył facet w 100% uwierzyłbym, że historię opowiada mi kobieta, być
może prawdziwą. Dlatego też polecam ją nie tylko Paniom, ale również Panom. Nie
ma tam wielkiej filozofii, długiego rozmyślania nad swoją niedolą. Linda z
otwartością przedstawia prawdziwe (czyt. codzienne) czynności. Gapi się w
sufit, obgaduje w myślach i chowa w samochodzie, gdy jej źle.
No i jeszcze okładka – trzy
wisienki. Kuszące, słodkie, a wokół nic innego. Trzeba tylko pamiętać, żeby
wypluć pestkę, bo na pewno będzie.
„Miłość
to nie tylko uczucie – to sztuka – i jak każda sztuka nie kończy się na
inspiracji, lecz wymaga pracy.”
Zapraszam do komentowania...
OdpowiedzUsuń