niedziela, 4 października 2015

Halina Birenbaum – Nadzieja umiera ostatnia. Wyprawa w przeszłość


Zwykle czyta się książki nasączone historiami ludzi, których dotykają wspaniałe przygody, górnolotne emocje często pomieszane z osobistymi dramatami i tragediami ściskającymi gardło czytających. Najczęściej jednak jest to fikcja. Coś co autor wytwarza w swoim umyśle, przekazuje i doświadcza obrazując swoje wyobrażenia. Często też poparta własnymi przeżyciami i swoim życiem.

Lubimy brnąć w takie książki. Wchodzimy w czyjąś skórę, drażnimy się z czyimś lękiem, patrzymy na łzy i rozpacz z boku. Oglądamy z równą chęcią radość i największe rozkosze, utożsamiając siebie w podobnych sytuacjach. Ale nadal tkwimy w literackiej nieprawdzie. Jak najbardziej realnej, lecz zamkniętej w papierowej oprawie. Czy z trudem przyjdzie mi „ocenić” książkę Pani Haliny Birenbaum? Jak to zrobić, gdy po jej przeczytaniu najchętniej zaszufladkowałbym ją w gatunku science-fiction? Mierzę się z paradoksem, który chce mnie przekonać, że ta książka jest „wymyśloną prawdą”. A jest tylko prawdą.

Książka to swoiste świadectwo, bolesny opis, szokujące wyznanie wydarzeń tak nieprawdopodobnych dla mojego pokolenia, że aż trudnych do pojęcia mimo wszystkich tych lekcji, które dostajemy przez wiele lat w szkole, ciągłych rocznic i wydarzeń kulturalnych non stop żywych i obecnych w społeczeństwie. Niby wszyscy są świadomi, znają historię, wiedzą choć odrobinę o wojnie, to szczegóły pozostawione są tylko w duszach tych, którzy przeżyli ten czas. Zły czas.

Takie właśnie szczegóły otrzymujemy w książce „Nadzieja umiera ostatnia”. Poznajemy bez zbędnych wstępów dramatyczne losy 13-letniej dziewczynki, najpierw w okupowanej przez Niemców Warszawie. Nie dostajemy dokładnej charakterystyki getta, ale dzięki opisom ciągłego strachu, prześladowań i codzienności wojny z łatwością przenosimy się na ruiny stołecznych ulic.

Związek małej Haliny z matką, braćmi i ojcem łączy jedna najważniejsza zasada. Być razem i przeżyć. Ciągła tułaczka i ucieczka, ukrywanie po piwnicach i strychach, wiara w znajomości i niepodważalne żelazne znaki nienaruszalności mają swoją wartość rano, by już wieczorem nie istnieć. Oglądanie cierpienia ludzi, bliskich z tej samej ulicy nie ma żadnego sensu. Do wszystkiego podobno można się przystosować. Mała Halinka nie musi się zastanawiać nad sensem i poziomem człowieczeństwa. W takiej sytuacji przyszło jej żyć i nie ma odwrotu. Na tym polega sens życia. By żyć.

Później robi się tylko gorzej. Pobyty w obozach koncentracyjnych, rozłąka z rodziną, szukanie kogokolwiek by zaślepić w sobie bezradną samotność. Czytając o komorach, blokach, selekcjach, zupach z brukwi, nieludzkim znęcaniu i bezmyślnym zabijaniu, torturowaniu, szydzeniu, warunkach nie z tej ziemi, ludziach, którzy przestali być ludźmi i wszystkim czego nie potrafiłbym sobie sam wyobrazić, nie myślałem, że to opis prawdziwy. Tak jakby historia była jakimś kolejnym gatunkiem filmowym.

Pocieszało mnie, iż wiedziałem, że autorka przeżyła. Wszystko co ją spotkało, w jakiś sposób musiało się skończyć. I cudy, których doświadczyła, choć dla niej były największymi dramatami chyba miały jakiś cel. Z drugiej strony. Czy taka podłość ze strony nie wiadomo kogo: świata, ciągu zdarzeń, ludzi, Boga, przypadku może mieć jakikolwiek sens? Czyżby poznanie tych okropnych wydarzeń pozwoli na szok i powstrzymanie przyszłości?

To niewiarygodne, że nastolatka z taką precyzją musi pamiętać swoje dwa młode lata życia spędzone w otoczeniu totalnego wyniszczenia. Udawać dorosłego, walczyć o miskę zupy, kawałek podłogi czy rzadsze gryzienie przez wszy. Czy w takim miejscu jak obóz zagłady możliwe są inne emocje niż strach przed śmiercią i strach przed utrzymaniem życia.

Książka Haliny Birenbaum to ówczesny świat „od kuchni”. Trudno ją ocenić. Nie wiem czy w ogóle to zrobię. Bo jak mam wybrać w internetowym serwisie między punktami: książka bardzo dobra, wybitna, czy kiepska. Co mam ocenić? Historię?

Nie powiem, że książka mi się podobała lub nie, bo są to słowa nieodpowiednie. Polecam ją tylko, bo warto poznać przeszłość. Do oceny wyłącznie indywidualnej.


„Jakich słów użyć, aby odmalować szał matek, którym tu odbierano dzieci, cierpienia rozłączonych rodzin, bezradność ludzką i niczym nie ujarzmioną chęć życia?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz