Gdzie
przez 9 miesięcy podziewał się blog? Zapadł w długi, niczym nie spowodowany
letarg. Ominęło mnie wiele wspaniałych książek, tysiące nieruchomych stron i
miliony zlepek słownych wprowadzających w życie coś mądrego, zabawnego i
siedzącego tylko i wyłącznie w głowach ludzi, którym się wydaje, że wiedzą coś
więcej. I dobrze im się wydaje. Każda książka jest dziełem wyobraźni, którą
pobudza się naprawdę bardzo rzadko. Obecnie robią to za nas maszyny, w których
sidłach siedzimy po same uszy. Ja również skoro minęło tyle czasu od ostatniej
publikacji. Coś mnie musiało kurczowo trzymać.
Nawet pomimo subtelnego znaku,
jaki dostałem w czasie moich urodzin, nie wpadłem w wir czytania (dostałem
książkę i kilka razy do niej podchodziłem). Dopiero magia Harrego Pottera
zwróciła mój wzrok ku przyjemności, z której można czerpać całymi garściami i
to kosztem tak niewielkim w porównaniu z tym, co można w zamian zyskać. Drugie
życie.
Nie sądziłem również, że
przyjdzie mi taki jak to określę „honor”, a zarazem wielka przyjemność w
subiektywnym rozłożeniu geniuszu J.K. Rowling w jej czystej postaci – świecie
pierwotnym. Mam tu na myśli złożony do granic wytrzymałości i perfekcyjnie
wyimaginowany świat magii. Świat Harrego Pottera.
W książce „Harry Potter i
przeklęte dziecko”, którą nawet ciężko nazwać książką, gdyż jest to scenariusz
sztuki teatralnej, przenosimy się o dziewiętnaście lat od zakończenia wydarzeń
z siódmego tomu. Osią wydarzeń staje się relacja najmłodszego syna Harrego,
Albusa z nim właśnie. Nie wiem czy jest sens w opisywaniu czegokolwiek więcej
odnośnie historii, gdyż każdy fan serii z dużą dozą podniecenia zasiądzie do
chłonięcia każdej sceny.
Mogę jedynie zapewnić, że w 100%
przeniesiemy się w świat czarodziejów, będziemy w Hogwarcie, Ministerstwie
Magii i wszystkich tych miejscach, które nawiedzaliśmy jako dzieci czytając
kolejne tomy. Poznamy nowe postaci i znajdziemy się w centrum nowych przygód.
Czuć ten klimat, to samo pióro. Scenariusz płynie bardzo szybko, tak samo jak
opowiadana historia, co dla mnie było akurat minusem. Na 350 stronach upchnięto
opowieść, która działa się nader szybko i zbyt mało realistycznie. To książka o
magii, ale autorzy wkroczyli na grunt jakiejś totalnej nieprawdziwości,
zmieniając czary w science-fiction. Z każdą stroną świat Harrego stawał się
coraz mniej realny. Po prostu dziwny.
Nie zmienia to faktu, że książkę
czyta się rewelacyjnie, choć uważam, że gdyby J.K. Rowling zdecydowała się
napisać ją w sposób, jaki pisała wcześniejsze tomy, dostalibyśmy rozrywkę na
miarę ósmej części. A tak, „Harry Potter i przeklęte dziecko” to dla mnie
dodatek. Mistrzowski, bo ilość zmian akcji, niespodzianek i niedopowiedzeń
dorównywała historii sprzed owych dziewiętnastu lat. Chociaż kilka razy i tak
przenieśliśmy się do wydarzeń i miejsc z czasów młodego Harrego. Do czasów
dzieciństwa. Nie tylko jego.
Świetna, bo talent Rowling jest
świetny. Warta, bo na pewno dobrze będziemy się bawić. To pozycja odpowiednia
dla tych, którzy nie wierzą w czary, a w magię prawdziwej przyjaźni, szczerej
miłości i dobra będącego w każdym człowieku.
„Doskonałość
jest poza zasięgiem ludzkości, poza zasięgiem magii.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz