wtorek, 28 lipca 2015

Emily Giffin – Coś pożyczonego


Długo, długo, długo nie czytałem. Życie. Jest tak samo skomplikowane jak historie w opowieściach, które czytam. Ale nie ważne. „Coś pożyczonego” to książka, a jakże pożyczona, ale nie jako taka zwykła kupa papieru. Dana z pewnego rodzaju namaszczeniem. Madziu, wspomnę Cię po raz pierwszy jako mojego głównego dilera książkowego – naturalnie dzięki za wszystkie tytuły, które już do mnie trafiły, i które zapewne jeszcze przede mną. O co chodzi z tym błogosławieństwem? Otóż, podobno będę pierwszą osobą, której ta książka mogłaby się nie spodobać (czy tak było, zapraszam poniżej).

Po przeczytaniu trzech opasłych tomów Greya, miałem nadzieję na zupełną zmianę gatunkową, a tu przeznaczony mi był kolejny romans. Na dodatek właśnie teraz się załamałem. Postanowiłem przerolować Wikipedię, żeby sprawdzić jak dokładnie klasyfikowana jest ta książka, no i z jednej strony ciekawostka, z drugiej potwierdzenie dlaczego nie chciałem jej czytać. „Coś pożyczonego” to powieść chick lit, czyli odmiana literatury tworzona przez kobiety i dla kobiet (słówko głównie wcale mnie nie pociesza). No dobra..., ale przecież: OBYKSIĄŻKA!

sobota, 18 lipca 2015

Pierwsze urodziny bloga - obyksiążka


Rok temu rozpoczęła się bardzo przyjemna wędrówka, która uświadomiła mi, że robienie czegoś tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji rozwija jak nic na świecie, a przy okazji pogłębia nieznane dotąd horyzonty. Czytanie książek wciąga najbardziej w momentach, gdy jest Ci źle – wtedy czytasz tragiczne historie, albo gdy masz na wszystko wywalone i leżysz pod gruszką patrząc w niebo – wtedy czytasz mroczny kryminał, podejrzewając nawet biegające między nogami kury o tajemnicze zbrodnie, no albo w każdym innym czasie, gdy już wiesz, że po prostu chcesz i musisz przeznaczyć krótkie 5 minut na kilka stron jakiejkolwiek powieści, albo chociaż opowieści.