Nie
lubię, gdy książki grzeją się w promieniach ich „holywodzkich” odpowiedników.
„Dla miłośników Alchemika” - głosił napis na okładce. Nie pamiętam Alchemika
więc ją przeczytam. Dodatkowy opis zapewniał mnie, że książka stała się
inspiracją i impulsem do życiowych zmian, tych co ją przeczytali. Cóż, jestem
już po lekturze i jakoś nie zmieniłem drastycznie swoich poglądów, czy sądów na
temat życia.
Jest to książka tego typu, gdzie
jestem w jej połowie i nadal nie wiem o co chodzi. Kto jest jego bohaterem, bo
bohaterów jest trzech. Historie przeplatają się ze sobą i jak łatwo się...
domyśleć, na końcu się zetkną i okaże się, że mają ze sobą wiele wspólnego. Czytając „Zaklinacz czasu”, czułem się jakbym
czytał trzy różne książki. Było to dziwne doświadczenie ze względu, że dopiero wracam do literatury i raczej wolę skupić się na jednej akcji, bo boję się, że zmieniając co dwie strony historię, zapomnę co było w poprzedniej.
domyśleć, na końcu się zetkną i okaże się, że mają ze sobą wiele wspólnego. Czytając „Zaklinacz czasu”, czułem się jakbym
czytał trzy różne książki. Było to dziwne doświadczenie ze względu, że dopiero wracam do literatury i raczej wolę skupić się na jednej akcji, bo boję się, że zmieniając co dwie strony historię, zapomnę co było w poprzedniej.
Jakoś udało mi się wszystko
poskładać i mimo jak wcześniej wspomniałem, po połowie nie wiedziałem co jest
jej głównym wątkiem, musiałem czytać dalej i się dowiedzieć. To był duży plus.
Czytać coś, co tak naprawdę mnie denerwuje.
Historia zestawia młodą
dziewczynę w nieodwzajemnionej miłości, starszego milionera, który za chwilę
umrze i człowieka, który wynalazł czas. Co z tego wynika? Mimo wszystko
zapraszam do lektury, bo zakończenie, którego trochę się domyślałem trochę mnie
zdziwiło, rozczarowało i trochę dało nadzieje, że tak miało być. Żeby docenić
życie, czasem warto je wystawić na stracenie. Chociaż lepiej tego nie robić, a
uczyć się z takich historii.
Zaklinacz czasu to pomieszanie
rzeczywistości z fikcją ocierającą się wręcz o science – fiction. Okładka nie przypadła mi do gustu. Przedstawia zegar w chmurach, jakby ktoś miał zamiar
mnie zahipnotyzować, a później położyć spać. Taka jest też ta książka, unosi
trochę ponad codzienne myślenie o czasie, którego w rzeczywistości się nie
pozbędziemy. Autor taką przyjemność czytelnikom zapewnia.
„Nigdy
nie jest za późno ani za wcześnie. Jest dokładnie wtedy, kiedy trzeba.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz