czwartek, 11 grudnia 2014

Robert Galbraith – Jedwabnik


J.K. Rowling. To nazwisko musi elektryzować. Mimo, że teraz autorka swoje kryminały wydaje pod męskim pseudonimem, tęsknota za Hogwartem i czarami w końcu złamała mnie, by sięgnąć po "Jedwabnika", mój pierwszy kryminał. Bardzo liczyłem na choć jeden sygnał, który w powieści przeniesie mnie do mistrzowskiego magicznego świata. Było ciężko, bardzo ciężko, ale czy w ostateczności się opłacało? Nie...i tak...i nie wiem. Czy to świadczy o tym, że książka była nijaka? W żadnym wypadku. Z największą przyjemnością przeczytam kolejne śledztwo Cormorana Strike’a, jak i zagubioną w eterze część pierwszą „Wołanie kukułki”.

„Jedwabnik” to książka przedstawiająca pracę prywatnego detektywa, który w pierwszej części serii był scharakteryzowany jako nieodnoszący sukcesy, borykający się z problemami finansowymi, miłosnymi i ogólnie życiowymi. Jak mogłoby być inaczej. Głównego bohatera zawsze poznajemy jako nieudacznika i totalne beztalencie, by na koniec opowieści stawiać mu ołtarz i wychwalać jak  świętą gwiazdę rocka. Cormoran zresztą jest synem - wpadką znanego muzyka, naznaczony brakiem rodziny, tak to mogę określić i wojną w Afganistanie. Dzięki spektakularnemu rozwiązaniu śmierci w pierwszym śledztwie, główny bohater awansuje do pewnego rodzaju elity, można by rzec – celebryty.

To człowiek bardzo pewny siebie, swoich możliwości, kontaktów, siły. Zdecydowany i stanowczy, i taki który wcale nie domaga się by ludzie go lubili. Rozstał się z ukochaną, trudno (trochę przeżywa), nie ma nogi, trudno (jakoś sobie radzi i nie biadoli), nie zarabia kokosów, trudno (mieszka nad biurem). Uwielbia swoją pracę, może dlatego, że nie może już być żołnierzem, nie wiem czy pierwsza część to wyjaśnia, przyjmuje coraz to nowe zlecenia i jest mocno zapracowany. Mimo tego, przyjmuje sprawę odszukania, a później rozwiązania zagadki śmierci „pewnego” pisarza.

Razem w dochodzeniu pomaga mu asystentka Robin, którą bardzo polubiłem, w odróżnieniu do Strike’a – ach ten pracoholizm. Na jej określenie przychodzą mi trzy słowa – Jest Za Nim..., jakby to kto rozumiał.

Morderstwo, które rozwiązują było bardzo brutalne, a zamieszane w nie może być chyba pół Londynu, gdzie toczy się akcja. Naprawdę, w pewnym momencie przedstawiane nazwiska plątały mi się, tak że ostatecznie nie mam pojęcia kim był Christian Fisher, a wymieniany był sporo razy. Szczególnie, że książkę trochę wymęczyłem i kilkakrotnie do niej wracałem. Dopiero w połowie załapałem bakcyla detektywistycznego i złościłem się, że książka jest tak długa, bo ile to jeszcze stron musiałem przebrnąć w wyjaśnieniu tajemnicy. Na tym chyba polegała cała rozrywka.

W pełnym realizmie przenosiłem się do zaśnieżonego Londynu, do każdej restauracji, czy podróży taksówką. Rowling, a raczej Galbraith potrafi idealnie tworzyć opisy otoczenia, w którym rozgrywa się akcja. I jeszcze dodatkowo te potterowskie „zduszone okrzyki”.

Jedwabnik jako tytuł książki jest dla mnie zupełnie bez sensu. Może oprócz kilku cytatów z innych książek, traktujących o tym owadzie i określeniu, że „jedwabnik jest metaforą pisarza, który musi przejść męki, żeby stworzyć dobre dzieło” nie zauważyłem żadnego związku. Jedno słowo o zakończeniu. Nie zdradzę jak powiem, że Strike znalazł winowajcę, który w ogóle mnie nie usatysfakcjonował. Dlaczego? Rowling zapewne dobrze zna rynek związany z agentami, wydawnictwami i dodatkowo bólem pisarskim. Dla mnie to ONI wszyscy są podejrzani i winni. Wychodzi na to, że ja też.

Okładka to odwrócony Strike wychodzący z londyńskiej uliczki, który nie wiem czemu, ale bardzo mi przypomina brytyjskiego piosenkarza Declana Galbraitha (nie wiem czy ktoś uwierzy, że dopiero pisząc to odkryłem zbieżność nazwiska z pseudonimem autorki). Przy okazji zachęcam do wysłuchania jego twórczości, która nie wiem czemu, nie może doczekać się płyty. Link poniżej:



„Ze wszystkich narkotyków zawsze najbardziej lubił działanie.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz