J.K. Rowling. To nazwisko musi elektryzować.
Mimo, że teraz autorka swoje kryminały wydaje pod męskim pseudonimem, tęsknota
za Hogwartem i czarami w końcu złamała mnie, by sięgnąć po "Jedwabnika", mój
pierwszy kryminał. Bardzo liczyłem na choć jeden sygnał, który w powieści
przeniesie mnie do mistrzowskiego magicznego świata. Było ciężko, bardzo
ciężko, ale czy w ostateczności się opłacało? Nie...i tak...i nie wiem. Czy to
świadczy o tym, że książka była nijaka? W żadnym wypadku. Z największą przyjemnością
przeczytam kolejne śledztwo Cormorana Strike’a, jak i zagubioną w eterze część
pierwszą „Wołanie kukułki”.
„Jedwabnik” to książka
przedstawiająca pracę prywatnego detektywa, który w pierwszej części serii był
scharakteryzowany jako nieodnoszący sukcesy, borykający się z problemami
finansowymi, miłosnymi i ogólnie życiowymi. Jak mogłoby być inaczej. Głównego
bohatera zawsze poznajemy jako nieudacznika i totalne beztalencie, by na koniec
opowieści stawiać mu ołtarz i wychwalać jak
świętą gwiazdę rocka. Cormoran zresztą jest synem - wpadką znanego muzyka,
naznaczony brakiem rodziny, tak to mogę określić i wojną w Afganistanie. Dzięki
spektakularnemu rozwiązaniu śmierci w pierwszym śledztwie, główny bohater
awansuje do pewnego rodzaju elity, można by rzec – celebryty.
To człowiek bardzo pewny siebie,
swoich możliwości, kontaktów, siły. Zdecydowany i stanowczy, i taki który wcale
nie domaga się by ludzie go lubili. Rozstał się z ukochaną, trudno (trochę
przeżywa), nie ma nogi, trudno (jakoś sobie radzi i nie biadoli), nie zarabia
kokosów, trudno (mieszka nad biurem). Uwielbia swoją pracę, może dlatego, że nie
może już być żołnierzem, nie wiem czy pierwsza część to wyjaśnia, przyjmuje
coraz to nowe zlecenia i jest mocno zapracowany. Mimo tego, przyjmuje sprawę odszukania, a później rozwiązania zagadki śmierci „pewnego” pisarza.
Razem w dochodzeniu pomaga mu
asystentka Robin, którą bardzo polubiłem, w odróżnieniu do Strike’a – ach ten
pracoholizm. Na jej określenie przychodzą mi trzy słowa – Jest Za Nim..., jakby
to kto rozumiał.
Morderstwo, które rozwiązują
było bardzo brutalne, a zamieszane w nie może być chyba pół Londynu, gdzie
toczy się akcja. Naprawdę, w pewnym momencie przedstawiane nazwiska plątały mi
się, tak że ostatecznie nie mam pojęcia kim był Christian Fisher, a wymieniany
był sporo razy. Szczególnie, że książkę trochę wymęczyłem i kilkakrotnie do
niej wracałem. Dopiero w połowie załapałem bakcyla detektywistycznego i
złościłem się, że książka jest tak długa, bo ile to jeszcze stron musiałem
przebrnąć w wyjaśnieniu tajemnicy. Na tym chyba polegała cała rozrywka.
W pełnym realizmie przenosiłem
się do zaśnieżonego Londynu, do każdej restauracji, czy podróży taksówką.
Rowling, a raczej Galbraith potrafi idealnie tworzyć opisy otoczenia, w którym
rozgrywa się akcja. I jeszcze dodatkowo te potterowskie „zduszone okrzyki”.
Jedwabnik jako tytuł książki
jest dla mnie zupełnie bez sensu. Może oprócz kilku cytatów z innych książek,
traktujących o tym owadzie i określeniu, że „jedwabnik jest metaforą pisarza,
który musi przejść męki, żeby stworzyć dobre dzieło” nie zauważyłem żadnego
związku. Jedno słowo o zakończeniu. Nie zdradzę jak powiem, że Strike znalazł
winowajcę, który w ogóle mnie nie usatysfakcjonował. Dlaczego? Rowling zapewne
dobrze zna rynek związany z agentami, wydawnictwami i dodatkowo bólem
pisarskim. Dla mnie to ONI wszyscy są podejrzani i winni. Wychodzi na to, że ja
też.
Okładka to odwrócony Strike
wychodzący z londyńskiej uliczki, który nie wiem czemu, ale bardzo mi przypomina
brytyjskiego piosenkarza Declana Galbraitha (nie wiem czy ktoś uwierzy, że
dopiero pisząc to odkryłem zbieżność nazwiska z pseudonimem autorki). Przy
okazji zachęcam do wysłuchania jego twórczości, która nie wiem czemu, nie może
doczekać się płyty. Link poniżej:
„Ze
wszystkich narkotyków zawsze najbardziej lubił działanie.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz