Tak jak
obiecałem, przede wszystkim sobie, rok zaczynam od kryminału. Zamarzyłem, by po
raz kolejny przenieść się w lekko zagmatwany świat zbrodni, knucia i podejrzeń.
Zastanawiam się dlaczego takie historie pociągają ludzi? Ale odpowiedź jest
banalna. Tak samo jak zamorskie przygody, kosmiczne wyprawy, romantyczne
miłości czy krwiożercze potwory. W książkach, ale też w filmach, malarstwie,
czy w innych przejawach kultury, poszukuje się przeżyć emocjonalnych. I tak,
raz takim przeżyciem będzie wolno-fruwający motyl na zielonej łące, a raz pogoń
za bezlitosnym mordercą.
Co do książki Joanny
Chmielewskiej (podobno królowej polskiego kryminału) nie stawiałem sobie
wygórowanych wyobrażeń. Zresztą, takie określenia zobowiązują i jak najbardziej
są weryfikowane. Z kolei tytuł „Wszyscy jesteśmy podejrzani” z łatwością
wpisuję się w rzeczywistość – zarówno prywatną, zawodową, jak i totalnie
osobistą – duchową.
Początek książki wywołał we mnie
mały wytrzeszcz. Dostałem trzy stronicowy, wypunktowany opis osób występujących
w opowieści. I od razu powiem, że do samego końca czytania nie zdołałem
rozróżnić poszczególnych postaci. Każda wymieniania osoba była dla mnie tylko
imieniem. Jedynie główna bohaterka, Joanna nie była anonimowa, pozostałych było
stanowczo i bez powodu za dużo.
Akcja opiera się na popełnieniu
morderstwa w biurze projektowym, gdzie uśmiercony zostaje jeden z pracowników,
a podejrzaną staje się cała reszta załogi. Jakby tego było mało, główna
bohaterka tuż przed zbrodnią w niewyjaśniony sposób przewiduje wszystkie
zdarzenia, dzieląc się z tym z kolegami. Niewinne wyobrażenia zmieniają się w
fakty.
Na uwagę zasługuje wyłącznie
główna postać - Joanna, która jako narrator przedstawia bieg wydarzeń, a z
osoby oskarżonej bardziej staje się pomocnikiem w śledztwie. Jest bardzo pewna
siebie, nie przejmując się, że owe zabójstwo niejako wykreowała, flirtuje z
prokuratorem i dokonuje z różnymi osobami selekcji podejrzanych, swoich
kolegów. Dodatkowo pojawiająca się kreacja diabła rozmawiająca i wspomagająca
rozmyślania Joanny uzupełnia abstrakcyjność całej historii.
Moje niezrozumienie w niepotrzebnej
ilości występujących bohaterów pod koniec ustąpiło dziwności ich zachowań. Co z
tego, że za drzwiami leży trup, że ktoś z obecnych dokonał zbrodni i muszą z
tego powstać poważne konsekwencje. Pracownicy wydają się niewzruszeni.
Kombinują, kto to mógł być, a nawet bardziej, komu ofiara coś mogła zawinić, że
zginęła. Ważne staje się kupno czegoś do jedzenia, a nie ciągłe przesłuchania.
Większą wartość mają sprzęty biurowe i dokumenty niż choćby chwila żałoby po
śmierci. Takie podejście zaczęło mnie mylić. Czytam jakiś pastiż, a nie
kryminał.
Wreszcie kiedy docierałem do
rozwikłania zagadki, liczyłem na jakąś dużą niespodziankę, coś co mnie zaskoczy
i wyjaśni dziwne zachowania bohaterów. A zakończenie po prostu przegapiłem.
Nagle dowiedziałem się czy to morderstwo było w ogóle prawdziwe (do końca
wątpiłem) i czy rzeczywiście był jakiś sprawca.
Dziwna książka, niby kryminał,
ale bardzo irytujący. Tytuł jak najbardziej się obronił, a określenie autorki
jako „królowej”... dam jej jeszcze jedną szansę.
„Państwo
wybaczą... Mordujcie się sami, ja opuszczam ten lokal.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz