piątek, 29 stycznia 2016

Joanna Chmielewska – Wszyscy jesteśmy podejrzani


Tak jak obiecałem, przede wszystkim sobie, rok zaczynam od kryminału. Zamarzyłem, by po raz kolejny przenieść się w lekko zagmatwany świat zbrodni, knucia i podejrzeń. Zastanawiam się dlaczego takie historie pociągają ludzi? Ale odpowiedź jest banalna. Tak samo jak zamorskie przygody, kosmiczne wyprawy, romantyczne miłości czy krwiożercze potwory. W książkach, ale też w filmach, malarstwie, czy w innych przejawach kultury, poszukuje się przeżyć emocjonalnych. I tak, raz takim przeżyciem będzie wolno-fruwający motyl na zielonej łące, a raz pogoń za bezlitosnym mordercą.

Co do książki Joanny Chmielewskiej (podobno królowej polskiego kryminału) nie stawiałem sobie wygórowanych wyobrażeń. Zresztą, takie określenia zobowiązują i jak najbardziej są weryfikowane. Z kolei tytuł „Wszyscy jesteśmy podejrzani” z łatwością wpisuję się w rzeczywistość – zarówno prywatną, zawodową, jak i totalnie osobistą – duchową.

Początek książki wywołał we mnie mały wytrzeszcz. Dostałem trzy stronicowy, wypunktowany opis osób występujących w opowieści. I od razu powiem, że do samego końca czytania nie zdołałem rozróżnić poszczególnych postaci. Każda wymieniania osoba była dla mnie tylko imieniem. Jedynie główna bohaterka, Joanna nie była anonimowa, pozostałych było stanowczo i bez powodu za dużo.

Akcja opiera się na popełnieniu morderstwa w biurze projektowym, gdzie uśmiercony zostaje jeden z pracowników, a podejrzaną staje się cała reszta załogi. Jakby tego było mało, główna bohaterka tuż przed zbrodnią w niewyjaśniony sposób przewiduje wszystkie zdarzenia, dzieląc się z tym z kolegami. Niewinne wyobrażenia zmieniają się w fakty.

Na uwagę zasługuje wyłącznie główna postać - Joanna, która jako narrator przedstawia bieg wydarzeń, a z osoby oskarżonej bardziej staje się pomocnikiem w śledztwie. Jest bardzo pewna siebie, nie przejmując się, że owe zabójstwo niejako wykreowała, flirtuje z prokuratorem i dokonuje z różnymi osobami selekcji podejrzanych, swoich kolegów. Dodatkowo pojawiająca się kreacja diabła rozmawiająca i wspomagająca rozmyślania Joanny uzupełnia abstrakcyjność całej historii.

Moje niezrozumienie w niepotrzebnej ilości występujących bohaterów pod koniec ustąpiło dziwności ich zachowań. Co z tego, że za drzwiami leży trup, że ktoś z obecnych dokonał zbrodni i muszą z tego powstać poważne konsekwencje. Pracownicy wydają się niewzruszeni. Kombinują, kto to mógł być, a nawet bardziej, komu ofiara coś mogła zawinić, że zginęła. Ważne staje się kupno czegoś do jedzenia, a nie ciągłe przesłuchania. Większą wartość mają sprzęty biurowe i dokumenty niż choćby chwila żałoby po śmierci. Takie podejście zaczęło mnie mylić. Czytam jakiś pastiż, a nie kryminał.

Wreszcie kiedy docierałem do rozwikłania zagadki, liczyłem na jakąś dużą niespodziankę, coś co mnie zaskoczy i wyjaśni dziwne zachowania bohaterów. A zakończenie po prostu przegapiłem. Nagle dowiedziałem się czy to morderstwo było w ogóle prawdziwe (do końca wątpiłem) i czy rzeczywiście był jakiś sprawca.

Dziwna książka, niby kryminał, ale bardzo irytujący. Tytuł jak najbardziej się obronił, a określenie autorki jako „królowej”... dam jej jeszcze jedną szansę.


„Państwo wybaczą... Mordujcie się sami, ja opuszczam ten lokal.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz