Agatha
Christie. Przed przystąpieniem do czytania zastanowiłem się przez chwilę czy
przed wielkimi nazwiskami należy mieć pokorę. Toż to przecież ona. Wielka
pisarka kryminałów i jak podaje internet najlepiej sprzedająca się autorka
wszech czasów. Mimo, że to moja pierwsza książka jej twórczości, nie postawiłem
sobie szczególnego poziomu, którym chciałem by mnie zaskoczyła. Chociaż, jakoś
podświadomie czułem, że będzie o niebo lepsza od mizernej „Wszyscy jesteśmy podejrzani”
Chmielewskiej.
Nie zawiodłem się. To czuć od
razu. Styl pisania, język którym się posługuje, po prostu lekkość, która
sprawia, że każda strona jest niczym mrugnięcie oka. To była czysta
przyjemność, którą porównać mogę do łatwości czytania jaką dostarczył np. Harry
Potter.
A że nadal pozostaję w klimacie kryminalnym,
w powieści Christie otrzymujemy do rozwiązania tajemniczą śmierć żony
archeologa prowadzącego wykopaliska w asyryjskim mieście. Od razu zaznaczę, że
mylący tytuł (odnośnie Mezopotamii) sprawił, że oczekiwałem historii w czasach
prehistorycznych. Wyobrażałem sobie odległe wspaniałe miasto, faraona i intrygę
na wysokim szczeblu. Dostałem czasy współczesne (w miarę współczesne, bo
książka została wydana w 1936r.), amerykańską ekspedycję złożoną z naukowców i
specjalistów tego trudnego fachu. Bez trudu przeniosłem się w gorący, oblepiony
piaskiem klimat.
Podobnie jak w skrytykowanej
historii Chmielewskiej, Christie kreuje kilkunastu bohaterów, osadzając ich w
zamkniętym planie. Budynki ekspedycji skrywają tajemnicę, bo o popełnione
morderstwo oskarżeni zostają wszyscy członkowie. Każdy ma motyw i każdy miał
sposobność zbrodni. Dodatkowo w grę wchodzi tajemniczy pierwszy mąż ofiary,
który uznany za zmarłego, nie wszystkich o tym przekonuje.
Narratorem opowieści staje się
pielęgniarka przysłana do opieki nad żoną archeologa. Stanowić ma obiektywne
spojrzenie na sprawę, a jak się później okazuje, pomoc w rozwiązaniu zagadki dla
idealnego detektywa – Herkulesa Poirota. Czy to nie dziwne? Wszyscy wielcy
detektywi zawsze są nieomylni i bez trudu rozwiązują wszelkie tajemnice – zazwyczaj
znając mordercę już na samym początku sprawy.
Ale tak jest chyba ciekawiej.
Herkules Poirot zbiera informację, wiąże je ze sobą i w ten sposób dochodzi do
meritum. Przy okazji rozbija każdego na czynniki pierwsze, odczytuje ludzi nie
popełniając żadnego błędu.
To jest naprawdę dobry kryminał.
Wielokrotnie w czasie czytania zmieniałem mój typ zabójcy, bo każdy, kogo
podejrzewałem idealnie pasował. Wreszcie koniec powieści będący długim
monologiem detektywa objaśniającym po kolei, jakie były pojedyncze kroki
zbrodni i tak pozostawiają nazwisko mordercy do ostatniej strony. Wszelkie
tajemnice zostają wyjaśnione. I oto przecież chodziło.
Czytałem i czytałem, bo musiałem
dobrnąć do zakończenia. A o to w czytaniu chodzi najbardziej.
„Dwoje
ludzi zupełnie odwrotnie ocenia to, co widzi.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz