Po
ogromnym sukcesie “Wilka z Wall Street” moje zainteresowanie tego typu
książkami, opisującymi autentyczne historie najwyższego szczebla w finansach
wzrosło o kolejne 100%. „Diablica” kręciła się po moim uchu już od października,
wyczekując odpowiedniego momentu, w którym wreszcie zatęsknię za wielkimi
pieniędzmi. Obawiałem się, że Erin Duffy zdubluje przedstawioną przez Belforta
namiastkę bogatego, bezwzględnego życia. Wręcz na to liczyłem.
Alex Garrett nie trafiła na Wall
Street przez przypadek. Już jako ośmiolatka zdecydowała skierować swoją karierę
w stronę „Wielkiego Biznesu”, który był dla niej zapewnieniem, że stanie się
częścią czegoś niezwykle ważnego. Jaka była jej droga? Wcale nie taka jaką
sobie wyobrażamy. Nie dostawała wszystkiego na tacy, nie zajmowała coraz to
wyższych stanowisk i nie zyskiwała większego szacunku w branży ot tak.
Trudna rozmowa kwalifikacyjna, a
nawet dziwna; siedzenie na składanym krzesełku za plecami normalnych
pracowników, przynoszenie im kawy i najróżniejszego jedzenia (w ilościach
hurtowych); dziwne zabawy, pogrywanie, podśmiewywanie się, poniżanie,
molestowanie. Bycie takim chłopcem na posyłki przy jednoczesnym wymaganiu, że
masz wszystko rozumieć i załatwić. Całość osadzona w męskim, brutalnym świecie,
(gdzie dominują koszulki polo, spodnie w kolorze khaki i brązowe skórzane
paski), na który kobiety zazwyczaj się nie godzą. Dlatego na początku w jej dziale
pracowała jeszcze tylko jedna kobieta, która przyjaciółką jak łatwo się
domyśleć nie została.
Naturalnie wszystkiemu
towarzyszyły ogromne pieniądze, super premie, drogie restauracje i mnogość
przyjęć. Ale nie takich, na które wybieramy się z ochotą i nadzieją. Liczne
spotkania na Wall Street to męczarnia, przepraszam dalsza praca, czyli kontakt
z klientami, może jakiś romans.
Alex lubi swoją pracę w
zawrotnym tempie, owszem, ale niektórzy uwielbiają być na najwyższych obrotach
i ciągle nie mieć czasu. Dwuletnia sielanka w końcu musiała się skończyć, choć
sama zainteresowania swojego życia idyllą nie nazywała.
Czy bohaterka czegoś się
nauczyła, czy czegoś żałowała i co sprawi, że dokona zmian, o ile ich dokona to
nie jest zagadka, którą chce się rozwiązać jak w powieści kryminalnej. Książki
tego pokroju czyta się, by rzucić się w myślach w świat, który nie jest łatwo
dostępny dla zwykłego zjadacza chleba. W końcu codzienne sprawdzanie wykresów
przestaje wystarczać.
Książkę polecam wszystkim,
którym podobała się historia Jordana Belforta, bo i ta jest oparta na faktach.
Świetnie czyta się coś, co można zestawić z rzeczywistością. Jedna uwaga. Tytuł
książki z lekka wprowadza w błąd. Owa „Diablica” nie zyskała u mnie tego miana.
Oryginalny tytuł pasuje o wiele lepiej – „Bond Girl” – Dziewczyna od obligacji.
A idealnie przydomek nadany przez współpracowników – Dziewczynka. Nie dajcie
się zwieść. Ta Dziewczynka dała sobie radę na Wall Street!
Okładka to but na obcasie
przygniatający Wall Street Journal – najpoważniejszą gazetę ekonomiczną. To
podsumowanie tego, że kobiety świetnie sobie radzą w tym biznesie.
„Jeśli
chcę osiągnąć sukces, muszę opanować do perfekcji udawanie, że lubię ludzi,
których nie lubię.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz