piątek, 16 stycznia 2015

Po filmie #1: Gillian Flynn - Zaginiona Dziewczyna


Ostatni brak czasu nie pozwala mi na częste zaglądanie do książek. Czytanie staje się wielkim luksusem, który trzeba drastycznie wyrywać ze szponów nieobliczalnej codzienności. Z drugiej strony, poświęcenie ponad dwóch godzin na oglądanie filmu, w zamian dałoby możliwość przewertowania kilkudziesięciu stron powieści. Jednym słowem – lenistwo, ale jest w tym i plus. Książki znajdują się jakby o poziom wyżej w hierarchii kultury, bo wymagają większego zaangażowania.

„Zaginiona Dziewczyna” to utwór autorstwa Gillian Flynn, który mógłbym przeczytać, trochę ze względu na popularność jaką przyniósł mu film, jednak w pierwszej kolejności zdecydowałem się na ekranizację (dzięki Malwina – nie podejrzewałem Cię o to). Oglądanie musiałem również rozłożyć na dwie części, bowiem po pół godziny usnąłem – na szczęście ze zmęczenia, bo zapewniono mnie, że film jest zaskakujący, a jego zakończenie będzie zupełnie inne, niż się będę spodziewał, a i będę je zmieniał w trakcie seansu.

Tak też było. „Zaginiona Dziewczyna” to thriller opowiadający historię małżeństwa przeżywającego kłopoty, które rozwiązuje, czyli komplikuje zaginięcie. Dużo w nim psychologii, manipulacji i kłamstwa. Kogo podejrzewać o problemy w tym związku? Żona została porwana, zamordowana, a może uciekła? Czy mąż dopuściłby się czegoś złego, przecież organizuje poszukiwania, mówi przed 10 milionową publicznością, że ją kocha, tęskni i czeka na powrót, odnalezienie. Zmienicie zdanie kilka razy, zapewniam. Film wykorzystuje retrospekcję, ukazuje historię ze strony obojga małżonków.

A tak naprawdę najbardziej szkoda mi było siostry „poszkodowanego” męża. Miłość jaką darzyła swego brata zakleszczyła ją w bezgranicznej, bolesnej pomocy. A winnych całego stanu rzeczy wskazałbym na rodziców zaginionej. Chcecie się przekonać? Zapraszam do obejrzenia filmu, który dostarcza emocji, może nie ogromnych, ale ostro wkurzających.

Niestety książki nie przeczytam, mimo że sama powieść i film to historia jak najbardziej realna, podejrzewam, że nie została zbyt zmieniona. O jednym mogę zapewnić. Jeśli ktoś nie oglądał filmu i przygodę chce zacząć od czytania, to na pewno się nie zawiedzie. Strony będą przelatywać między palcami.


Na koniec powinienem sam sobie obiecać, że postanawiam poprawę. Najpierw czytać, potem oglądać. Na szczęście nie muszę, bo nie raz zdarzyło się, że film podsunął mi książkę, którą chłonąłem, tak jakbym filmu nie widział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz