poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Adrian Pracoń – Masakra na wyspie Utoya


Na tą książkę natknąłem się w zeszłym roku, zaraz po jej wydaniu w Polsce. Od razu stała się czytelniczym obowiązkiem, jako że jestem fanem wszelkich prawdziwych historii. Zresztą, same wydarzenia, które miały miejsce w Norwegii, a opisane w książce były jeszcze bardzo świeże. Skąd w człowieku bierze się dziwna chęć poznania czegoś, czego w normalnym życiu nie chciałoby się doświadczyć? Może chodzi o komfort, który ma się tylko podczas czytania.

Tej książki się nie czyta, ją trzeba przeżywać. Kiedy rok temu ją pochłonąłem, sam byłem zdziwiony...

swojej reakcji. To się zdarzyło naprawdę. To się zdarzyło naprawdę? Teraz po powtórzeniu relacji, wiedziałem co się stanie i mniej odczuwałem emocje bohatera. Mimo to, dosadnie.


Historia rozpoczyna się normalnie, od zwyczajnego wprowadzenia w życie: wakacje, letni obóz, piękna Norwegia. Cały czas czułem, że za chwilę przecież padną strzały, dałem się pozytywnie zmamić i przez chwilę stałem się obywatelem tego kraju. Gdy dochodzi do ataku, gwałtownie zostaje wyrwany z idylli i wracam na okrutny świat. Ale czy aby na pewno? To nie świat jest zły, tylko ludzie, na szczęście nieliczni. Bo jak zestawić ze sobą proporcję 1 do 700 osób na wyspie? Jeden zły człowiek wobec 700 łaknących i pełnych życia nastolatków.

Najgorsze w tej książce jest to, że nie jest sensacją, nie można jej tak traktować. To wszystko wydarzyło się naprawdę. Zarówno sam atak, gdy autor opisuje swoją kryjówkę, niewytłumaczalne ocalenie, gdy terrorysta nie strzela do niego, rozpruwając wszystkich dookoła bez mrugnięcia okiem, a także poatakowe, bezwzględne przyzwyczajanie się do szoku. Co tu robić? Bohater w ostateczności zostaje postrzelony. Przypadek goni przypadek, celowość goni celowość. To niezrozumiałe. Żyję dalej i działam dalej, muszę, chcę, powinienem, a może nie powinno w ogóle mnie tu być. Pytania, które pozostają bez odpowiedzi.

Największe wrażenie wywarła na mnie autentyczność wszystkiego, co zostało opisane. Nie trzeba być wybitnym pisarzem, by stworzyć świetną książkę. Trzeba pisać z serca i naturalnie. Autorowi się opłacało? Gdyby cofnąć czas i pozbyć się masakry, potem książki. Też wolałbym jej nie przeczytać.

To dość osobisty wpis, ze względu na to, w jaki sposób książka pokazuje niszczenie ludzkich emocji. Bo ucierpieli niewinny obozowicze, ich rodziny, całe społeczeństwo. Nigdy więcej takich książek. Nawet tak świetnych.

Okładka przedstawia odwróconego mężczyznę w lesie nad wodą. Nie wiadomo, co zrobi. Jest poszkodowanym, czy mordercą? Połączone kamienie nie do końca dają wybór, a Utoya jakby tonęła.


„Połączenia, których nigdy nie odebrano, i wiadomości, których nie przeczytano.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz