Na tą
książkę natknąłem się w zeszłym roku, zaraz po jej wydaniu w Polsce. Od razu
stała się czytelniczym obowiązkiem, jako że jestem fanem wszelkich prawdziwych
historii. Zresztą, same wydarzenia, które miały miejsce w Norwegii, a opisane w
książce były jeszcze bardzo świeże. Skąd w człowieku bierze się dziwna chęć
poznania czegoś, czego w normalnym życiu nie chciałoby się doświadczyć? Może
chodzi o komfort, który ma się tylko podczas czytania.
Tej książki się nie czyta, ją
trzeba przeżywać. Kiedy rok temu ją pochłonąłem, sam byłem zdziwiony...
swojej reakcji. To się zdarzyło naprawdę. To się zdarzyło naprawdę?
Teraz po powtórzeniu relacji, wiedziałem co się stanie i mniej odczuwałem
emocje bohatera. Mimo to, dosadnie.
Historia rozpoczyna się
normalnie, od zwyczajnego wprowadzenia w życie: wakacje, letni obóz, piękna
Norwegia. Cały czas czułem, że za chwilę przecież padną strzały, dałem się pozytywnie
zmamić i przez chwilę stałem się obywatelem tego kraju. Gdy dochodzi do ataku,
gwałtownie zostaje wyrwany z idylli i wracam na okrutny świat. Ale czy aby na
pewno? To nie świat jest zły, tylko ludzie, na szczęście nieliczni. Bo jak
zestawić ze sobą proporcję 1 do 700 osób na wyspie? Jeden zły człowiek wobec
700 łaknących i pełnych życia nastolatków.
Najgorsze w tej książce jest to,
że nie jest sensacją, nie można jej tak traktować. To wszystko wydarzyło się
naprawdę. Zarówno sam atak, gdy autor opisuje swoją kryjówkę, niewytłumaczalne
ocalenie, gdy terrorysta nie strzela do niego, rozpruwając wszystkich dookoła
bez mrugnięcia okiem, a także poatakowe, bezwzględne przyzwyczajanie się do
szoku. Co tu robić? Bohater w ostateczności zostaje postrzelony. Przypadek goni
przypadek, celowość goni celowość. To niezrozumiałe. Żyję dalej i działam
dalej, muszę, chcę, powinienem, a może nie powinno w ogóle mnie tu być.
Pytania, które pozostają bez odpowiedzi.
Największe wrażenie wywarła na mnie
autentyczność wszystkiego, co zostało opisane. Nie trzeba być wybitnym
pisarzem, by stworzyć świetną książkę. Trzeba pisać z serca i naturalnie.
Autorowi się opłacało? Gdyby cofnąć czas i pozbyć się masakry, potem książki.
Też wolałbym jej nie przeczytać.
To dość osobisty wpis, ze
względu na to, w jaki sposób książka pokazuje niszczenie ludzkich emocji. Bo
ucierpieli niewinny obozowicze, ich rodziny, całe społeczeństwo. Nigdy więcej
takich książek. Nawet tak świetnych.
Okładka przedstawia odwróconego
mężczyznę w lesie nad wodą. Nie wiadomo, co zrobi. Jest poszkodowanym, czy
mordercą? Połączone kamienie nie do końca dają wybór, a Utoya jakby tonęła.
„Połączenia,
których nigdy nie odebrano, i wiadomości, których nie przeczytano.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz