niedziela, 22 listopada 2015

Gong Ji-Young – Nasze szczęśliwe czasy


Tym razem literacka nuta skierowała mnie na rynek azjatycki, a dokładniej do koreańskiej autorki, która podobno jest nagradzaną i bardzo dobrą pisarką. Nigdy wcześniej nie czytałem nic z tamtego rejonu świata, dlatego zamarzyłem sobie przenosiny do tak bardzo innej, kulturalnie, obyczajowo i klimatycznie ziemi. Od razu zobaczyłem siebie albo na zielonej prowincji otoczonej plantacjami ryżu lub w nowoczesnym technologicznie i pokrytym szczelnie smogiem dynamicznym mieście. Wyczuwałem inny smak powietrza, szeroką gamę ostrych zapachów i miliony mijających mnie skośnookich mieszkańców. Czy tam właśnie się znalazłem?

Do „Naszych szczęśliwych czasów” podchodziłem kilkukrotnie. Nie tylko ze względu na względny brak czasu lecz również na poziom ciekawości bijący ze słów pani Gong. Nawet nudząc się w samolocie nie mogłem się zmusić do dłuższego czytania niż 20 minut. Czy książka jest nudna? Ciężko to stwierdzić i wcale tak nie powiem. Jest zupełnie inna, wręcz czułem, że napisana przez autora z dalekiego kraju, dla mnie obcego.

Książkę przeplatają dwie historie. Główna opowieść z punktu widzenia Yu-jeong, bogatej i przesiąkniętej cierpieniem życiowym kobiety relacjonującej bieżące wydarzenia oraz zbliżające się do teraźniejszości retrospekcje skazanego na śmierć więźnia Yun-su. Jak łatwo się domyśleć, losy tych dwóch bohaterów skrzyżują się i napiszą nową, nazwałbym to opowiastkę, która wywrze na nich samych i wielu innych zmiany.

Przez pierwsze sto stron książki nie mogłem połapać się o co tam chodzi. Kto jest kim, kto kobietą, a kto mężczyzną, ciotką i strażnikiem – naturalnie poprzez same imiona ale również przez brak jakiegoś scalenia historii. Dopiero, gdy wgryzłem się w połowę powieści zacząłem rozróżniać, kto jaki ma problem i co sobą reprezentuje. Więzień czekający na wyrok śmierci, stara zakonnica odwiedzająca skazańca i jej przyciągana na siłę na spotkania kuzynka. Każde z nich ma pogmatwane życie. Yun-su oskarżony o gwałt i morderstwo, Yu-jeong wyobcowana w rodzinie, zgwałcona w przeszłości i po kilku próbach samobójczych oraz siostra Monika, będąca drogowskazem i nadzieją dla obu z(a)gubionych postaci.

Zrozumienie siebie, wybaczenie, walka z samotnością i poszukiwanie miłości to filary historii. Świadome obcowanie z nieuchronną śmiercią i nieplanowane znajdowanie wyjścia z sytuacji beznadziejnych pomaga w zrozumieniu czegoś, co niby wiemy, lecz trzymamy schowane za plecami. Dla każdego jest to coś innego.

Nie przeniosłem się do Azji, której chciałem, nie poczułem tego klimatu, ale co ważniejsze dostałem parę rzeczy do przemyślenia. Czy należy skreślać człowieka, który popełnił zbrodnię skazując go na śmierć, czy warto przebaczać i jaki jest tego sens oraz czy można uwierzyć w coś co dla mnie jest bez sensu, a dla drugiego człowieka wszystkim?

„Nasze szczęśliwe czasy” to książka wyższego stanu, podejmująca poważne tematy, nad którymi trzeba po prostu pomyśleć. Niestety nie wywarła na mnie takiego wrażenia, że zastanawiam się teraz czy mój światopogląd jest prawidłowy. Zapaliła jednak kolejna ważną lampkę mówiącą o wartości życia, w każdym momencie życia.


„Kiedy ktoś mówi, że chce umrzeć, to tak naprawdę ma na myśli: Nie chcę tak dalej żyć. A nie chcieć żyć w pewien sposób, to chcieć żyć dobrze.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz