Wigilia
Małgorzaty to książka tytułowana dla dzieci. Trochę tego nie rozumiem. Z jednej
strony forma tej pozycji zaskoczyła mnie. Dawno nie czytałem książek dla
dzieci, dlatego rozmiar A4 był niemałym zaskoczeniem. Książka jest dość gruba,
a swoją obszerność zawdzięcza ogromnym jednostronicowym rysunkom. Mało tekstu
to znak, że przez lekturę przebrniemy w jeden mig. Czy aby na pewno treść
powinna być adresowana dla dzieci? Historia oczywiście poruszająca i z morałem ale
chyba nie takim oczywistym. Wigilia Małgorzaty to opowieść z lekka depresyjna.
Zaczyna się i kończy na postaci starszej
kobiety - Małgorzaty. Poznajemy dlaczego mieszka sama, dlaczego nie lubi świąt
i czego boi się na co dzień.
Dostajemy
przykład życia ludzi starszych. Takich, którzy w swoim życiu osiągnęli to co
chcieli, a jedynym sensem ich życia jest dbanie o to, by nie stanowić problemu dla swoich bliskich, a sobie
zapewnić jak najmniej zmartwień, wynikających z bycia seniorem.
Tytułowa bohaterka postanawia sama spędzić
Wigilię, zresztą jak to już często robiła i ponad wszystko lubiła, nie
uskarżając się na nic i nikogo, nie potrzebując wsparcia czy broń boże litości.
I to był chyba powód, dla którego los postanowił zmienić, nie, przypomnieć coś
o czym zapewne tylko zapomniała. Podczas rytualnego już oglądania telewizji w
ten świąteczny dzień pod domem Małgorzaty rozgrywa się scena, której sama nie
rozumie. Strach przed zerwaniem przyzwyczajenia jest silniejszy. Po co otwierać
się na innych, na cokolwiek innego skoro jakoś nam dobrze, może nie do końca,
ale bez większych problemów. A jeśli sprawi komuś trudności, których nie ma w
zaciszu fotela w ciepłym salonie? Jedno jest pewne. Człowieka najprędzej może
zmienić drugi człowiek. Niespodziewana wizyta z dużymi oporami wywiera na
bohaterce podjęcie działania, można powiedzieć nawet zmian. Pozostaje do
wyjaśnienia jedna kwestia. Czy oby zdąży? Odsyłam do książki.
Historia według mnie nie nadaje się dla
dzieci, może to tylko moje wrażenie. Ludziom dorosłym, którzy uważają, że już
potrafią żyć, bo przecież podejmują decyzję, które zawsze niosą konsekwencje
nie jest łatwo podejmować zmiany. Człowiek się ich boi i chyba im przybywa lat,
tym przyzwyczajenia stają się charakterem. Książka nie namawia do zmian, ma
tylko pokazać jak bardzo spóźnione działania wpływają na przyszłość. Czasami
warto zdążyć. Historia Małgorzaty przytrafiła się jej w podeszłym wieku, gdzie
jej jedynym oczekiwaniem była śmierć. W każdej chwili życia należy myśleć ile
nasi bliscy, obcy ludzie ofiarowują nam w postaci samych siebie. A czy Ja daję
coś innym?
Czy dziecko będzie w stanie zrozumieć sens
zawarty w tej książce. Być może od początku warto uczyć najmłodszych cennych
wartości. Może sami się czegoś nauczymy.
Okładka to rysunek przedstawiający miłą babcię
trzymającą szklaną kulę - swoje życie? Tak to widzę.
„Tak bardzo bała
się śmierci, że w końcu zaczęła bać się życia.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz