poniedziałek, 23 marca 2020

Robert Galbraith - Żniwa zła



Czytanie książek to mordęga. Weź tu znajdź gatunek, który odpowiada Ci najbardziej, wciąga na długie godziny i za każdym razem zaskakuje. A dodatkowo w czasie, gdy od rana do wieczora siedzisz w pracy, w szkole i w ogromie swoich codziennych obowiązków. Spełniasz swoje pasje, oglądasz TV, podziwiasz muzea – a może dzieła, które w nich są, przesuwasz kolejny film na Youtube i ciągle Ci mało. Najbardziej brakuje Ci czasu. Na wszystkie te potrzebne Ci w życiu czynności, niczym tlen i snickers kupiony w kiosku na rogu. Czytanie to świętość, łaska która dotyka nielicznych. Przede wszystkim tych, którzy lubią być oszukani przez autora, że wykreowany przez nich świat został stworzony tylko dla nich. Uwielbiam takie oszustwa!

Co zrobić, żeby zmienić swoje życie? Jakby się ktoś zastanawiał – mam odpowiedź. Trzeba być do tego zmuszonym, najlepiej bez ostrzeżenia i brutalnie. I właśnie tak wróciłem do czytania. A nie robiłem tego jakieś 2, może 3 lata – jak widać było to tak mało istotne, że nawet nie pamiętam. To znaczy, naturalnie parę razy zaczynałem, i zaczynałem znów. „Żniwa zła” czytałem na trzy razy. Dochodziłem do 150 stron i dziękuję. Tym razem było inaczej.

niedziela, 6 listopada 2016

Paula Hawkins – Dziewczyna z pociągu


Ta książka przeleżała u mnie ponad dwa miesiące od momentu kiedy ją dostałem. Paradoksalnie powinienem ją przeczytać od razu gdy stała się moją własnością. Dostałem ją z potrójną ważnością. Po pierwsze – od kogoś bardzo dla mnie ważnego, po drugie – z okazji urodzin i po trzecie – zupełnie nieoczekiwanie. Dlatego w tym momencie stała się swego rodzaju archetypem, czymś co wymaga wyjątkowego szacunku i wdzięczności, a w szczególnej mierze podejścia podniosłości, ale także najzwyklejszej przyjemności z jej wykorzystania. Nie dlatego, że jest to „Dziewczyna z pociągu”. Tytuł mógłby być każdy inny. Istotne są małe gesty, które odzwierciedlają drugiego człowieka i sprawiają, że mam ochotę szczerze się uśmiechnąć.

Naturalnie książka nie stała się relikwią, do której nie chciałem podejść. To trochę jak rozpakowywanie prezentu. Bardziej cieszysz się z dobierania się do niego, niż z tego co jest w środku. A „Dziewczyna z pociągu” wychwalona przez serwisy, blogerów i samego Stephena Kinga to thriller (chyba mój pierwszy), który z lekka porównywałem do lubianych przeze mnie kryminałów.

sobota, 5 listopada 2016

J.K. Rowling – Harry Potter i przeklęte dziecko


Gdzie przez 9 miesięcy podziewał się blog? Zapadł w długi, niczym nie spowodowany letarg. Ominęło mnie wiele wspaniałych książek, tysiące nieruchomych stron i miliony zlepek słownych wprowadzających w życie coś mądrego, zabawnego i siedzącego tylko i wyłącznie w głowach ludzi, którym się wydaje, że wiedzą coś więcej. I dobrze im się wydaje. Każda książka jest dziełem wyobraźni, którą pobudza się naprawdę bardzo rzadko. Obecnie robią to za nas maszyny, w których sidłach siedzimy po same uszy. Ja również skoro minęło tyle czasu od ostatniej publikacji. Coś mnie musiało kurczowo trzymać.

Nawet pomimo subtelnego znaku, jaki dostałem w czasie moich urodzin, nie wpadłem w wir czytania (dostałem książkę i kilka razy do niej podchodziłem). Dopiero magia Harrego Pottera zwróciła mój wzrok ku przyjemności, z której można czerpać całymi garściami i to kosztem tak niewielkim w porównaniu z tym, co można w zamian zyskać. Drugie życie.

piątek, 12 lutego 2016

Agatha Christie – Morderstwo w Mezopotamii


Agatha Christie. Przed przystąpieniem do czytania zastanowiłem się przez chwilę czy przed wielkimi nazwiskami należy mieć pokorę. Toż to przecież ona. Wielka pisarka kryminałów i jak podaje internet najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów. Mimo, że to moja pierwsza książka jej twórczości, nie postawiłem sobie szczególnego poziomu, którym chciałem by mnie zaskoczyła. Chociaż, jakoś podświadomie czułem, że będzie o niebo lepsza od mizernej „Wszyscy jesteśmy podejrzani” Chmielewskiej.

Nie zawiodłem się. To czuć od razu. Styl pisania, język którym się posługuje, po prostu lekkość, która sprawia, że każda strona jest niczym mrugnięcie oka. To była czysta przyjemność, którą porównać mogę do łatwości czytania jaką dostarczył np. Harry Potter.

piątek, 29 stycznia 2016

Joanna Chmielewska – Wszyscy jesteśmy podejrzani


Tak jak obiecałem, przede wszystkim sobie, rok zaczynam od kryminału. Zamarzyłem, by po raz kolejny przenieść się w lekko zagmatwany świat zbrodni, knucia i podejrzeń. Zastanawiam się dlaczego takie historie pociągają ludzi? Ale odpowiedź jest banalna. Tak samo jak zamorskie przygody, kosmiczne wyprawy, romantyczne miłości czy krwiożercze potwory. W książkach, ale też w filmach, malarstwie, czy w innych przejawach kultury, poszukuje się przeżyć emocjonalnych. I tak, raz takim przeżyciem będzie wolno-fruwający motyl na zielonej łące, a raz pogoń za bezlitosnym mordercą.

Co do książki Joanny Chmielewskiej (podobno królowej polskiego kryminału) nie stawiałem sobie wygórowanych wyobrażeń. Zresztą, takie określenia zobowiązują i jak najbardziej są weryfikowane. Z kolei tytuł „Wszyscy jesteśmy podejrzani” z łatwością wpisuję się w rzeczywistość – zarówno prywatną, zawodową, jak i totalnie osobistą – duchową.

niedziela, 3 stycznia 2016

Podsumowanie 2015 roku!


Rok 2015 był pierwszym pełnym rokiem działalności bloga obyksiążka, dlatego warto w krótkim chociaż słowie przedstawić, co w tym czasie się zadziało. Na szczęście nie zakładałem sobie żadnych planów czytelniczych dotyczących ilości przeczytanych książek, bo bardzo by mnie to ograniczało, a jak już na spokojnie mogę stwierdzić, na pewno bym ich nie zrealizował. Zresztą, czytanie ma być przyjemnością, a nie zmuszaniem do przyjemności. Wszak za moim ulubionym powiedzeniem „jak mi się zachce” w minionym roku zachciało mi się tak...

piątek, 4 grudnia 2015

Andrzej Sowa – Ocalony. Ćpunk w kościele


Warto od czasu do czasu obejrzeć telewizję śniadaniową, bo pomiędzy historiami: jak uprać skarpetki, a ile wydać na święta, można znaleźć i takie perełki, jak prezentacje ciekawych książek. W dodatku polskich autorów. W innym wypadku, ta książka nigdy by do mnie nie trafiła. Chociaż i tak upłynęło sporo wody w Wiśle zanim do niej zasiadłem. A jak już zasiadłem to z gorącym cydrem w ulubionej kawiarni i buchnąłem połowę na raz. Reszta była formalnością i to w mgnieniu oka.

Andrzej „Kogut” Sowa ponad dwadzieścia lat temu był wokalistą grupy Maria Nefeli, z którą to dostał nagrodę na festiwalu w Jarocinie. Zespół z tak zwaną ciężką muzyką, której osobiście na co dzień nie słucham, ale która ma rzesze swoich fanów. I ten owy zespół z rozpisanym przepisem na sukces dla „Koguta” nie stanowił takiej wartości jak coś mu bardziej bliskiego – alkohol i narkotyki. Historia dobrze znana: osiągnąć szczyt, spaść poniżej dna i jakoś stamtąd wyjść. Proste słowa, ale w życiu Andrzeja Sowy oznaczały tragiczne i bolesne przeżycia.